Kilka luźnych myśli:
Niby większość się już wiedziało, a pomimo tego USA zawsze było obiektem marzeń. Teraz, im jestem starszy, tym mniej ich podziwiam a bardziej się z nich śmieje. Wyobraźcie sobie, że wysyłacie CV do dużej firmy w Nowym Jorku i dostajecie pracę. Po przyjeździe okazuje się, że nie macie urlopu :) Może w tym tkwi sekret sukcesu gospodarczego? Takie demokratyczne Chiny?
A tak już poważniej mówiąc to film ukazuje ciekawy punkt widzenia, że w EU nie jest tak źle i jesteśmy bez wątpienia najlepszym kontynentem na tej planecie (pomimo ostatnich gorszych lat licząc od kryzysu w 2008, na terroryźmie kończąc). "Grass is always greener on the other side" jak to się mówi.
Film miał wybrać najlepsze aspekty życia w danym kraju - także prawaki zbastujcie z krytyką. Fakt, kraje jak Francja czy Norwegia mają tyle zasobów naturalnych i tak silną gospodarkę, że mogą sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy na pięciogwiazdkowe obiady w szkołach czy luksusy w więzieniu.
Film wypuszczony specjalnie tuż przed wyborami - niestety USA nie jest gotowe na lewicowego kandydata typu Sandersa.
Moore w filmie wygląda jak typowy obleśny brudas z USA. Mógł się chociaż umyć.